cze 22 2003

Firma (2)


Komentarze: 1

Nawijam na rolkę jak kliszę, Kodaka,
a film się ciągnie to rajd Paryż-Dakar,
co rano, sprawdzam mą teorię,
na szczotkę wyciskam Colgate,
która godzina mi powie Certina,
znowu zaczynam, o czasie zapominam,
pójdę do kina, pojadę autobusem,
Zaraz koło mnie, przemyka Skoda,
wozić się bryką to jest wygoda,
i gazu dodać, jak w Mitsubishi,
nie zaznasz ciszy, siedząc w Ferrari,
choć dużo pali, szybkie jak sarin,
a z mocą grzmota, mknie już Toyota,
jak dużo złota na ciuchy Jackpota,
brzęczy karatem, pijąc Mokate,
już słychać w głośnikach,
nadchodzi Amica, leci jak Ikar,
a za nią Konica, fotki wszystkim pstryka,
wtem wyskoczy znikąd, aparacik Nikon,
wszystkich nas, zaskoczy techniką,
może się znudzić, zzieleniały Fuji,
Olympus z Olimpu, spogląda na ludzi,
jak zwykle obudzi, marki Sony budzik,
gdzieś mi wczoraj zginął, srebrny Victorinox,
A moja Beretta, wymiata pełny etat,
nie odpalam petard, bo moja rakieta,
nazywa się Suzuki, zapełnia Tequila,
w mej pamięci luki, za małe nadruki,
na puszkach Tymbarka, za mocna czasem bywa,
zaprawiana Warka, w chusteczki Soft&Easy,
nos wnet wysmarkam, otwarta Campina,
jeść rozpoczynam, Zanussi dobre do przechowania wina,
nie tonę w papierach, bo mam Intela,
Tyskie otwieram z mocą premiera,
wybieram, lodówkę Whirpoola,
ściany strzelnicy przeszywa kula,
to Heckler&Koch, zamieni w proch,
tak jak Marlboro, nakręca mi horror,
nie mogę pojąć szybko jak Zorro,
pędzi moja Honda, jestem na fonii,
i kropla potu, goni po skroni,
to Panasonic, jak z Ginem tonik,
będziemy pili, dostarcza promili,
nie czekam chwili, nadchodzi Philips,
za nim Toshiba na mnie tu dyba,
chyba, giętka jak ryba, bywa Algida,
Zielona Budka, przy niej malutka,
ktoś spaceruje tam w Pumy butkach,
w powietrzu wyczuwam, to Hugo Boss,
z Technicsa głoników, ulatuje głos,
a do obiadu Uncle Bena sos,
Heinz albo Hellmans, żadna róznica,
żaden mnie smakiem tak nie zachwyca,
jak Frugo, piję je długo i Dr.Witt,
na lepszy byt, łyk Isostara,
bardzo się staram, wyczuwam marazm,
to żadna kara w Tissota zegarach,
czas odczytywać, lub napić się piwa,
wprost od Guinessa, to mnie pociesza,
w Adidasa dresach, nigdy bym nie chodził,
nie biegał, najlepszy mój kolega - złocista Omega,
ostrzegam, mocny czasem bywa, zdradliwy Chivas Regal,
albo Jack Daniels, w głowę trafia kamień,
na ranę Altacet, płacę na tacę,
kupuję Versace, nie płaczę,
gdy dzwoni Motorola, czarna jak Cola,
taka już bywa dola idola,
szyld Cottonfield, przykrywa Trek,
Bolsa kieliszek, na życie lek,
no to po bani, garnitur Armani,
tak jak dynamit, bardzo wybuchowa,
bywa butelka z etykietą Smirnoffa,
lub piwo Volta, aparat Minolta,
albo Polaroid, niedużo CZ'ka mieści naboi,
tyle dostępnych mamy napoi,
złoi ci skórę owoc Fortuny,
pijąc RedBulla, nie zaznasz dumy,
trapi mnie Cappy, a Triumph raduje,
lubię rymować, więc ciągle rymuję.

yaqb : :
Lesław
19 października 2011, 09:18
Ciekawy wiersz(?)

Dodaj komentarz