lis 24 2002

Libacje


Komentarze: 0

Tak to się stało, wesołe klimaty,
imprezy domówki, z zielonym baty,
dużo ich było, tak w każdym czasie,
piątek, sobota, pytanie jaracie?
i weź pamiętaj by wziąść zielone,
spoko, ja wezmę na browar kabonę,
mam brykę, fachowo skończone,
te wszystkie akcje, melanże rozliczne,
te bardzo częste konsternacje mimiczne,
po sophii i dwóch browarach mocnych,
tak oscylujesz jak żul pod nocnym,
dobrze, że Saxo, wtedy było,
bo się skończyło, zupełnie przyzwoicie,
szkoda, że cienko było z bitem,
zupełnie inaczej się mają sprawy,
gdy na imprezę jak podmuch żwawy,
Moet, zarzuca swoją Skodziszą,
nie delektujmy się zatem ciszą,
Moet, nas nie dołuje dichem,
odjedzie z pichem, z każdych świateł,
i bardzo się często zaciąga batem,
jak każdy z ziomali, dym inhaluje,
wnet moc poczuje i dziwne się dzieją rzeczy,
bo nikt chyba nie zaprzeczy
śmiał się z koguta i dymem leczył.
Zupełnie się sprawy inaczej mają,
gdy się do 100py ziomki wbijają,
jarają, on też zawsze jest chętny,
i wnet się wkręca w zielone odmęty,
a później, gdy faza się kończy,
zdejmują go czasem, jak plakat wyborczy,
tak wyborowo, jak wyborowa,
często bywa inwencja nowa,
bo ciężka głowa, na drugi dzień,
weź i wreszcie to zmień,
bez ściem, szamać mi się chce,
zarzuć no chleb, takie bywają jarania symptomy,
rozbij więc grudę, rozdziel na człony
przynajmniej gramowe, nie nowe,
tak czarne jak noc,
na pewno będzie taka pamiętna, jak na 18-stce Yaqba i Seqa,
ty nie wymiękaj, do samochodu się nie chowaj,
zmień swoje słowa, inna mowa i nie na marne,
ja nie upadnę, jak na pewnej imprezie,
na beton na chodnik i leżę, koło przystanku,
niczym w Koninkach, lanie na ganku,
pamiętam też dobrze, zakupy nocne,
tak mało floty, w Tesco z rozgłosem,
o drugiej w nocy jak samolotem,
przepisów drogowych nagminne łamanie,
tak jak nagminne jest bluntów jaranie,
czerwone światło, żadna przeszkoda,
bo jedzie Moet i jego Skoda,
przemknął z impetem, chyba czterdziestką,
śmiali się wszyscy z tego jak dziecko.
Się śmieje, bo tu już inne dzieje przypominam,
kiedy na stacji kupiliśmy wina,
spożytkowane stuprocentowo, musisz uwierzyć mi tu na słowo,
bo mało pamiętam, tonąc w odmętach
jak kolejnego skręta się skręca,
i jeszcze większa, tu faza bywa,
tak jak na torach zioło spożywać,
z Seqiem przybakać wesoło było,
dowód o podanie zrobiło się miło,
ciasta pól kilo i wszystko jasne,
nogi splątane, ale mam fazkę,
nie wątpię, jak nie wątpiłem,
kiedy drugiego mocnego piłem,
owocną prowadząc konwersację,
czy przyznasz mi tutaj rację,
i kroki swe skieruj na kolejną libację,
a dnia następnego nic nie pamiętasz,
jak Moet, na swojej imprezie,
odwoził nas rano, to nie to samo,
jak my wracaliśmy, no ja nie wierzę,
jak chipsy nieświeże,
przeterminowane piwo
tak żywo, widzę to wszystko,
jak klatka po klatce, oby nie prysło,
niczym szklana bańka, rozbita szklanka,
oby znowu, kolejna libacja,
wszystkich urzekła, zapadła w pamięć,
tak jak zapada dobre jaranie.

yaqb : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz