Najnowsze wpisy, strona 8


lis 24 2002 Awangarda (2)
Komentarze: 0

I znowu kolejny dzionek zawiał swoją dziewiczą świeżością. Januszek powitał go standardowo, co w żadnym wypadku nie znaczy monotonnie. Rozpoczął od bliższego spotkania z niesamowicie szczerą szczoteczką do zębów. Ledwie wycisnął na nią, całkiem niemały odcinek pasty, podobno znakomicie wybielającej zęby, a ta już poczęła rzucać w jego kierunku zgryźliwe uwagi.
- Hej, człowieku, aleś ty brzydki!
- Ucisz się patolu.
- Ale prawdę ci mówię, chłoptasiu.
- Impertynencka zouza!
- Ale z ciebie osioł, nie robię ci na złość, tylko mówię prawdę.
Januszek, zezłościł sie na bezczelną szczotkę i począł, w zapamiętałości, szorować zęby w najbardziej wyuzdanych płaszczyznach, które sprawiały ból szczotce.
- Aj, ała, przestań, chamie!
- Masz za swoje.
Ulżył już swoim sadystycznym skłonnościom. Spojrzał w lustro i pewnym, mocnym głosem huknął.
- Ależ ta szczotka to nie ma gustu, ni kszty, będzie mi wmawiać, franca jedna!
Zażył codziennej kąpiółki i w doskonałym nastroju, postanowił zaserwować sobie na śniadanie porcję informacji. Wybór padł na stare radzieckie radio, wypełniające swoją zaśniedziałą muzyką, wszystkie światy lokatorskie. Słodki głos młodej, z pewnością seksownej jak to przystało na stereotyp światowej kultury popowej, spikerki, wypełnił jego uszy.
- A na świecie, sami wiecie, wszystko po staremu, choć brak jest tlenu, to jednak Peelenów, nigdy nie za mało, jak się to stało, w pogodzie lało i ułamana gałąź, niejednego rolnika, a czas umyka i już jedenasta, zapraszam słuchaczy, na wysłuchanie Rasta, muzyki, a ja was żegnam, moje żołnierzyki.
Januszkowi szczególnie spodobała się ostatnia fraza, rozmarzył się. Jak familiarna musi mu być kobieta, która, nazywa go żołnierzykiem. Po prostu cud kobieta, malowana lala. Euforia jednak, nie trwała długo. Kiedy uzmysłowił sobie, że żołnierzykiem tej laleczki, jest każdy słuchacz tego ogólnoświatowego radia, wszystkie marzenia wydały mu się absuradalne.
- Nonsens! Kobieta, jak każda inna!
Po chwili ogólnotematycznej zadumy, udał się do kuchni aby skonsumować conieco i zadowolić swój biedny, niedość że zmartwiony utratą kuzyna, to jeszcze wiecznie głodzony pod pretekstem kryzysu, żołądek.
Tryumfalnym gestem otworzył lodówkę...
- Lelum Polelum!!! Katastrofa! Za jakie grzechy?!
...Ujrzał straszliwy obraz. Sielanka, panująca w lodówce, zmieniła się w pole bitwy. Bohaterskie oddziały ogórków kiszonych, z kabanosami, jako wsparciem technicznym, bezlitośnie tłukły jabłka, po prostu na kwaśne jabłko. Złowieszcze banany, w oparach, snujących się z zamrażalnika, ścierały się z walecznym, aczkolwiek mało skutecznym, batalionem serków topionych, o smakach, serowo-dymnym, ziołowo-dyskowym, katatoniczno-paprykowym i winylowo-małostkowym.
Nie brakowało również dywersji. Kiełbasiani saperzy, truli kiełbasianym jadem. Salamijscy Huzarzy, spuszczali manto Pułkownikowi trzeciej brygady mocnych piw, bezalkoholowych oczywiście. Jednym słowem, hekatomba! Januszek załamany sytuacją usiadł i rozpłakał się rzewnymi łzami.
- Jak to się mogło stać? Tak dbałem o moje wiktuały!
Z nieoczekiwaną podpowiedzią przyszedł mu wygłodzony żołądek.
- Tak stary. To ja ich podjudziłem do walki, tobie i tak wszystko jedno, a ja siedzę tu, żadnych rozrywek, żeby chociaż jakieś kobitki, ale nic! Ciągle tylko sprawiasz mi ascezę, to się doigrałeś!
- Ależ jak to? To twoja sprawka, draniu, sprawię ci manto, masz embargo na żarcie do końca miesiąca!
- To się jeszcze okaże.
Stanowczo wtrącił rozzłoszczony do granic możliwości żołądek.
Jako że bez nieodłącznych artefaktów pożywieniowych, życie straciło dla Januszka sens, postanowił na ich cześć, umrzeć przez zagłodzenie się.
I czeka tak do dzisiaj, bo bezczelny żołądek, podjada coś na lewo, a Januszek, nieświadomy, czeka kostuchy i wypatruje od progu, ale biedak dopatrzeć się nie może.

yaqb : :
lis 24 2002 Awangarda (1)
Komentarze: 0

Niemal równocześnie z pierwszymi promieniami słońca, mały Januszek wyruszył na codzienny obchód wiktuałów. Już prawie tradycyjnie wśród kolejnych półeczek, mijał te doskonale znane miejsca. Jednak mimo swoistej monotonii, każdy taki obchód napełniał go optymizmem i dawał mu siłę niezbędną do działania. Na wstępie, powitał go bardzo wypasiony bekon, a właściwie kilka podobnych do siebie plastrów.
- Cześć, witaj, co tam w wielkim świecie?
- Cóż. Czas mija i tyle.
- Aha.
Nieco zafrasowany, taką powierzchownością bekon, zagłębił się w swoje codzienne, prozaiczne zajęcia, a tymczasem na drodze Januszka, stanęło kilka kabanosów. Razem sprawiały wrażenie muskularnych, jednak każdy z osobna, był tylko mały i bezbronny. Januszek nigdy nie przepadał za tymi jegomościami, więc nawet nie zaczynał dysputy, prawie natychmiast przechodząc do kilku pomidorów. Jako, że o tej godzinie, zaczynały się towarzyskie schadzki, więc w legowisku czerwonaków, oprócz nich samych odnalazł wielką komitywę, w składzie nabrzmiałej rzepy, dwóch malutkich, nieśmiałych sardyneczek oraz groźnego jogurtu, który przy każdej okazji, szczycił się, ba wręc, gloryfikował swoje pochodzenie.
Rzepa, wesoło zaczęła dyskusję.
- Dzień dobry, panie dobrodzieju!
- Witam.
- Cóż Pan dzisiaj planujesz, panie dziejku?
- Plany się zmieniają, moja droga rzepo.
Na to wtrąciły się pomidory.
- Oho. Nic dobrego w tych słowach.
- A wy pomidory, jak tam się żyje.
- Dobrze, mości panie, noo....
- Co takiego moje pomidory?
- Ten gbur śledź, strasznie telepie się, świat wyżej.
- Zobaczę co się da zrobić.
W tym momencie sardynki zdobyły się na gest, rzucając się Januszkowi do stóp.
- Dziękujemy, kochaniutki!
- No, no tylko bez scen i to na oczach wszystkich!
Sardynki nieco opamiętały się i wróciły na swoją ukrytą wśród naści marcepanu, planetę. Na to chamski jogurt, zaczął wypominać.
- Człowieku! Słabe warunki tu są, śledź to chyba ma padaczkę, a mój brat, no wiesz, ten malinowiec, cały czas odpieprza jakieś imprezy, razem z tym bandytą, tym grzybem - salami!
Na to z wyższego świata, odezwał się całkiem zbulwersowany, sędziwy borowik.
- Panie jogurt! Wypraszam sobie porównywanie mnie do tego oszczercy salami!
- No i jeszcze ten zmurszalec się włącza, ja nie wytrzymam, do stu tysięcy spleśniałych serów!
- Ależ bez nerwów, rozwiążemy te nieporozumienia.
Wtrącił Januszek, układając w głowie plan rozwiania konfliktu, który, być może przerodziłby się w wojnę, w lokalnym świecie, gdyby nie odwieczny mediator pokoju - marcepan. Niedość, że znał się na polityce całego wszechświata, to jeszcze posiadał zdolności przywódcze.
Januszek, wszedł na wyższy świat i oczom jego, ukazał się widok conajmniej dziwny. Śledź w wielkiej kooperacji z jogurtem malinowym i napęczniałym salami, obściskiwali się, z rumianymi ze wstydu francuskimi bułeczkami.
- A fe, panie śledź, no takie imprezy, nie spodziewałbym się.
- Ależ, panie dobrodzieju...
- Nie, nie, panie śledziu...pan, panie salami, proszę na swoją planetę.
Co do pana, panie jogurt, to proszę przeprosić brata i za karę, przeniesie sie pan na najniższy świat. No a wy, bułeczki...bez wstydu, ach to dzisiejsze pieczywo.
Po chwili wtrącił.
- Byłybyście czerstwe, to nikt by za wami nie biegał, a tak, doigrałem się!
Nic nie rozczarowało go tak jak te bezczelne melanże na przedostatnim świecie. Ale jednocześnie nic nie absorbowało go tak jak ostatni świat,
tak więc, bez chwili wytchnienia, udał się w tamtym kieunku.
- Witajcie moje złociutkie!
- Dzień dobry administratorze!
- To co Panie Czysty, kocha pan panią Lodową?
- Naturalnie, absolutnie, panie dziejku!
- No to nadszedł czas, aby was poślubić.
- Z miłą przyjemnością, dobrodzieju.
Tryumfalnym gestem, zlał zawartość obydwu smukłych butelczyn do szklanki i z uśmiechem na ustach rzucił, jakby od niechcenia.
- Weselmy się zatem!
A wtórowali mu wszyscy mieszkańcy wszechświata, a właściwie mikro-wszechświata, który Januszek, po chwili zamknął w białej bryle, przez niektórych zwanej lodówką.

yaqb : :