Awangarda (1)
Komentarze: 0
Niemal równocześnie z pierwszymi promieniami słońca, mały Januszek wyruszył na codzienny obchód wiktuałów. Już prawie tradycyjnie wśród kolejnych półeczek, mijał te doskonale znane miejsca. Jednak mimo swoistej monotonii, każdy taki obchód napełniał go optymizmem i dawał mu siłę niezbędną do działania. Na wstępie, powitał go bardzo wypasiony bekon, a właściwie kilka podobnych do siebie plastrów.
- Cześć, witaj, co tam w wielkim świecie?
- Cóż. Czas mija i tyle.
- Aha.
Nieco zafrasowany, taką powierzchownością bekon, zagłębił się w swoje codzienne, prozaiczne zajęcia, a tymczasem na drodze Januszka, stanęło kilka kabanosów. Razem sprawiały wrażenie muskularnych, jednak każdy z osobna, był tylko mały i bezbronny. Januszek nigdy nie przepadał za tymi jegomościami, więc nawet nie zaczynał dysputy, prawie natychmiast przechodząc do kilku pomidorów. Jako, że o tej godzinie, zaczynały się towarzyskie schadzki, więc w legowisku czerwonaków, oprócz nich samych odnalazł wielką komitywę, w składzie nabrzmiałej rzepy, dwóch malutkich, nieśmiałych sardyneczek oraz groźnego jogurtu, który przy każdej okazji, szczycił się, ba wręc, gloryfikował swoje pochodzenie.
Rzepa, wesoło zaczęła dyskusję.
- Dzień dobry, panie dobrodzieju!
- Witam.
- Cóż Pan dzisiaj planujesz, panie dziejku?
- Plany się zmieniają, moja droga rzepo.
Na to wtrąciły się pomidory.
- Oho. Nic dobrego w tych słowach.
- A wy pomidory, jak tam się żyje.
- Dobrze, mości panie, noo....
- Co takiego moje pomidory?
- Ten gbur śledź, strasznie telepie się, świat wyżej.
- Zobaczę co się da zrobić.
W tym momencie sardynki zdobyły się na gest, rzucając się Januszkowi do stóp.
- Dziękujemy, kochaniutki!
- No, no tylko bez scen i to na oczach wszystkich!
Sardynki nieco opamiętały się i wróciły na swoją ukrytą wśród naści marcepanu, planetę. Na to chamski jogurt, zaczął wypominać.
- Człowieku! Słabe warunki tu są, śledź to chyba ma padaczkę, a mój brat, no wiesz, ten malinowiec, cały czas odpieprza jakieś imprezy, razem z tym bandytą, tym grzybem - salami!
Na to z wyższego świata, odezwał się całkiem zbulwersowany, sędziwy borowik.
- Panie jogurt! Wypraszam sobie porównywanie mnie do tego oszczercy salami!
- No i jeszcze ten zmurszalec się włącza, ja nie wytrzymam, do stu tysięcy spleśniałych serów!
- Ależ bez nerwów, rozwiążemy te nieporozumienia.
Wtrącił Januszek, układając w głowie plan rozwiania konfliktu, który, być może przerodziłby się w wojnę, w lokalnym świecie, gdyby nie odwieczny mediator pokoju - marcepan. Niedość, że znał się na polityce całego wszechświata, to jeszcze posiadał zdolności przywódcze.
Januszek, wszedł na wyższy świat i oczom jego, ukazał się widok conajmniej dziwny. Śledź w wielkiej kooperacji z jogurtem malinowym i napęczniałym salami, obściskiwali się, z rumianymi ze wstydu francuskimi bułeczkami.
- A fe, panie śledź, no takie imprezy, nie spodziewałbym się.
- Ależ, panie dobrodzieju...
- Nie, nie, panie śledziu...pan, panie salami, proszę na swoją planetę.
Co do pana, panie jogurt, to proszę przeprosić brata i za karę, przeniesie sie pan na najniższy świat. No a wy, bułeczki...bez wstydu, ach to dzisiejsze pieczywo.
Po chwili wtrącił.
- Byłybyście czerstwe, to nikt by za wami nie biegał, a tak, doigrałem się!
Nic nie rozczarowało go tak jak te bezczelne melanże na przedostatnim świecie. Ale jednocześnie nic nie absorbowało go tak jak ostatni świat,
tak więc, bez chwili wytchnienia, udał się w tamtym kieunku.
- Witajcie moje złociutkie!
- Dzień dobry administratorze!
- To co Panie Czysty, kocha pan panią Lodową?
- Naturalnie, absolutnie, panie dziejku!
- No to nadszedł czas, aby was poślubić.
- Z miłą przyjemnością, dobrodzieju.
Tryumfalnym gestem, zlał zawartość obydwu smukłych butelczyn do szklanki i z uśmiechem na ustach rzucił, jakby od niechcenia.
- Weselmy się zatem!
A wtórowali mu wszyscy mieszkańcy wszechświata, a właściwie mikro-wszechświata, który Januszek, po chwili zamknął w białej bryle, przez niektórych zwanej lodówką.
Dodaj komentarz