lis 24 2002

Cykliczne Przygody


Komentarze: 0

- "No to co mięsiwko może jakąś sesję?" - euforycznym głosem zaproponował niezwykle wypasiony jak na swój status, pulpecik.
- "Eee tak z rana, człowieku, ty jesteś jakiś wypaczony, te sesje są ci już niezbędne do normalnego funkcjonowania" - odparł zdegustowany pomysłem towarzysza kotlecik.
- "Wężyk już leży chory, niedomaga, przez ciebie 'fi' mu się znacznie zmniejszyło, co ty sobie wogóle wyobrażasz?!" - wtrącił mocno już zdenerwowany Świński Udziec w galarecie.

I tak codziennie, każdy poranek rozpoczynał się równie osobliwymi dialogami, trzej kompani wiecznie przesączeni substancjami znacznie zmniejszającymi odświeżanie wertykalne, borykali się po świecie i wynajdywali różności, z których szydzili. I tym razem nie mogło być inaczej, tułali się w bliżej nieokreślonej okolicy, Pulpecik oczywiście dobrze napompowany po siarczystej sesji, dumny ze swoich osiągnięć, począł namawiać.
- "Hej, a może byśmy zrobili jakieś bydło? Co? Proszę was!"
Jako że kompani nie byli zbyt przychylnie nastawieni do takiej inicjatywy, obrażony pulpecik postanowił samemu zorganizować jakieś osobliwości. Wybór jego padł na samotny rower pozostawiony pod szarą i odrapaną schodową klatką. Chwiejnym krokiem czmychnął w jego kierunku. I dopiero z bliska przekonał się, że nie jest to rower zwyczajny. Na bagażniku, chybotała wielka skrzynia, przy przednim kole wystawały enigmatyczne śruby, a przy pedantycznie srebrzystej kierownicy widniał dumny napis "MD Properity", od roweru wiało anielską wręcz chwałą. Zachwycony pulpecik układał w głowie plan. Tymczasem z klatki wysunęły się dwie postacie. Pulpecik skrył się za winklem i zaczął dywersję. Jako że dziwne postacie posługiwały się jakimś technicznym slangiem, mięsny zbitek zrozumiał jedynie ostatnie zdanie.
- "No Mario to jak zwykle będziesz o 19.50?"
- "Tak Grzesiu i pozdrawiam serdecznie wszystkich moich znajomych!"
- "No to dobrej nocy Mario!"
I rozeszli sie w przeciwne strony. Nagle pojawił się Świński Udziec w galarecie.
- "I jak to wyczaiłeś, mały dywersancie!" - zachrypłym od tanich DITów głosem zagadnął Udziec. Jednak Pulpecik jakby nie słyszał, złośliwym wzrokiem wpatrywał się w rower.
- "Czemu ja nie moge mieć takiego?" - natarczywie pytał sam siebie.
- "Bo nie umiesz apgrejdować!" - pokpiwał Kotlecik, który równie niespodziewanie pojawił się jak i zniknął. Jednak wtedy, Pulpecik był znacznie bardziej zdeterminowany, niż by się komuś mogło wydawać.
- "Jak nie będę miał rowera, to przynajmniej sobie wezmę tą cholerną skrzynkę!" - wrzasnął w dzikiej furii.
- "Hehehe no dobra, Udziec, pomóż nam bierzemy to tałatajstwo!"
Jednakże rower, niestamowicie wytrzymały na próby dewastacji, był zarazem niesłychanie stabilny z powodu precyzyjnego naddatku balastu, kompanom nie udało się przewrócić bicykla. Wielce zafrasowani usiedli pod klatką. Udziec, pasjonat dewastacji klatek, mile zaskoczony, natychmiast zabrał się do skrupulatnego odłupywania tynku i podpalania domofonu. Tymczasem Pulpecik i Kotlecik, żłopiąc powoli Wojaka, rozprawiali co czynić dalej. I nagle Kotlecik, jako że miał zdecydowanie mniej zdegradowane neurony, wyskoczył w górę z wielkim impetem.
- "EUREKA!" - i niczym Euklides, postanowił wykorzystać prawo wyporu.
Jak uradzili tak też zrobili. Udziec wyciągnął zza pazuchy mały jękliwy wężyk, o malutkim 'fi'. Wężyk zaczął piskliwie syczeć.
- "Ojj nie, schlapiecie bonusem, ojj niee!". Ale na nic się zdały jego protesty. Pulpecik wziął kilka głębokich oddechów na rozgrzewkę, następnie podłączył się do wężyka niczym do wtyczki plug'n'play, a Kotlecik dmuchnął z całych sił i niczym Tajfun, wkompresował powietrze.
Pulpecik mocno zabulgotał w konwulsjach i z olbrzymią mocą zadął w srebrzysty bicykl. Niebo i Ziemia, stały się czasowym amalgamatem, powietrze wypełniła woń kapusty z kaszą. Niezniszczalny bicykl z łoskotem obił się o płyty chodnikowe. Zadowoleni kompani, zdjęli prędko skrzynkę z bagażnika, a złośliwy Udziec kopnął z takim impetem, że aż wygiął się wachlarz przeciwbłotny. Wtem usłyszeli kroki, oprócz dwóch znanych im z poprzedniego spotkania postaci, pojawiła się także trzecia przysłonięta olbrzymim kapturem uniemożliwiającym identyfikację. Kiedy postać, najprawdopodobniej posiadająca najwyższą rangę spośród grupy zawyła jak Biały Wilk.
- "Ojeeeeeeej! Mój rower!". Postać o ewidentnie mniejszej rozpiętości wertykalnej, zafrasowała się straszliwie. Łzy zaczęły spływać po ich strudzonych policzkach, tylko postać w kapturze zachowała grobową ciszę. W tym czasie kompani rozpracowywali skrzynkę. Kotlecik, szybkim ruchem otworzył klapę i ich zdumionym oczom ukazał się Wielki Bożek AKU. Udziec szybkim ruchem schował Bożka za pazuchę, tymczasem Człowiek o mniejszych gabarytach, chlipiąc i pociągając nosem zapytał przybysza w kapturze.
- "I...i co...i co on teraz powie mamie?!", zaraz później zalał się łzami wielkimi jak tury i już nic nie mówił. Najstarszy rangą w kompletnej stagnacji, zacisnął wątłą pięść.
- "Ja im dam popalić, huncwoty, nicponie, do diaska!". Lecz wtem nastrój grozy przerwał człowiek w kapturze.
- "Dobra ja idę grać, miałem tylko na szluga wyjść". Pulpecik po głosie poznał nieznajomego.
- "Tttto on!....To ten który dmie w miechy! Uciekajmy!". Wszysy towarzysze, natychmiast ulotnili się z miejsca zbrodni. Uciekali już ładny kawałek czasu, kiedy nagle z nieba zaczął padać rzęsisty deszcz.
Kiedy tylko pierwsze krople dosięgły Udźca, Wielki Bożek AKU, zamanifestował swoją obecność, skopał Udźca, następnie Kotlecika i Pulpecika i zdezintegrował się jak indiański szaman. Tymczasem najstarszy rangą, wolnym krokiem wszedł do odrapanej przez Udźca klatki.
- "To już koniec....moje życie straciło kolory...to Apokalipsa!". I wtedy zupełnie nieoczekiwanie, z nieba zaczęły spadać kolorowe telewizory z kineskopem płaskim jak szutrowe nawierzchnie Rajdu Akropolu.

yaqb : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz