cze 11 2003

Dalization


Komentarze: 0

Amarantowa mgławica nicości pokryła stary obrazek. Maleńkie, zbudowane z gliny stworzenia powoli nabierały mocy. Kilka z nich poruszając się nieporadnym i schematycznym ruchem, postanowiło opuścić oprawione w ramy płótno. Pierwszy etap ich leniwej podróży rozpoczynał się wraz z nadchodzącą z nienacka karmazynową chmurą. W blasku setek, rozpostartych horyzontalnie, lewitujących nisko nad ziemią stworzeń, ukazał się on. Szpada i czerwona płachta trzymane w rękach, przykuwały chciwe spojrzenia niewiast. Nadpływające z dala popiersie Nike, uderzało z wielką mocą, eksponując czasowe kalectwo. I oto torreador, mierząc w niewidzialnego byka, rozpłynął się w powietrzu, okazując się być zwykłą halucynacją. Trzy gliniane stworzenia, zagwizdały na palcach. Przybyła kolejna, połyskująca srebrem mgławica. Jawił się przed nimi sam Chrystus, konający na kubicznym krzyżu. Lewitując w powietrzu, szukał oparcia na którymś z bestialsko zawieszonych sześcianów. Przytwierdzony niewidzialną siłą, konał aby zbawić ludzkość. Wątki splotły się dając miejsce kolejnej wizji. Zionący z oblicza zdeformowanej twarzy strach, zdawał się zagnieżdżać w nieskończonych pętlach wojny. Ekspandujący lęk, tworzył gęstą sieć zmarszczek. Jednen z glinianych ludzików, przestraszony przygnębiającym obrazem, wskoczył na kolejną już chmurę. Urzekł go przepiękny gradient nieba, przechodzący płynnie od krwawo-czerwonego, aż po lekki łagodny pomarańcz. Pajęcze nogi obserowane od dołu, wprawiały w zdumienie po odkryciu formy występującej powyżej - kościste słonie, okryte indyjskimi mantrami, transportowały naprzeciw siebie kamienne obeliski. Wychudzone zwierzęta, niezgrabnie stawiając kolejne kroki, zbliżały się coraz bardziej. I tym razem lęk jednego z ludzików, nie pozwolił zakończyć się wizji. Czymże jest czas w porównaniu z pamięcią, garstka neuroprzekaźników rzeźbiąca wspomnienia wśród splątanych neuronowych sieci, jest w stanie zwyciężyć nieubłagane wskazówki zegarów. Miękkie cyferblaty, giętkie cyfry, zawieszone w przestrzeni odmiennego postrzegania. Stwórca stojący na piedestale obserwuje miliony ludzików trzymających się za ręce, tańczących w rozmaitych, niekiedy szalenie skomplikowanych układach. Wyłaniający się z czeluści, tworzą nieskończenie wiele rozmaitych wariacji, niektóre z elementów powtarzają się, podczas gdy inne pozostają niezmienne. Kubiczne stworzenia, powoli znikają dając miejsce o wiele silniejszemu obrazowi. Kolory błyskawicznie nabierają pastelowego tonu. Bezkształtna masa, poruszana ręką Wielkiego Demiurgosa, buntuje się. Niczym Kain, próbuje zabić współtowarzyszy. Wchłania ich bez zastanowienia. Prymitywna technika to jedynie mistyfikacja. Zagmatwana masa, konsumuje sama siebie. Nóż i widelec dokonują dzieła zniszczenia, łyżka ostatecznie niweczy plan Demiurgosa. Gliniane ludziki, wołają ostatnią już szmaragdową mgławicę. Unosi ich ona wysoko, zanikają granice. Jedyną barierą jest bariera postrzegania, lecz i ona wkrótce ulegnie pod naporem rzeki symboli. Ostatni bastion upada...Święty Antoni dał się skusić...

yaqb : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz