cze 15 2003

Upał (cz.2)


Komentarze: 0

Szpony wielkiego ptaszydła niosły Łuszcza ponad chmurami. Przestrzeń rozpostarta pod spodem przerażała swoim ogromem. Żar Pióra sypały się w otchłań, tworząc iluzoryczne wizje. Spanikowany Łuszcz zaczął trzęść się jak jesiotr, wywierało to skutek odwrotny do zamierzonego, szpony zaciskały się coraz bardziej na jego wychudzonych barkach.

 

Sączymy? Nie no, może lepiej nie... Jak to nie? Ty kutwo! Czasem trzeba. Nie, ja się dzisiaj muszę uczyć. Eee tam...sączymy! No dobra, to ostatniego. Jak to ostatniego? Ty kutwo! To dopiero szósty! Sześć! Sześć i koniec! Ehh, no niech ci tam będzie...ale teraz sączymy. Taa, sączymy.

Monotonny dialog wydobywał się zza okolicznego krzaka. Dwie bliżej niezidentyfikowane persony, periodycznie pociągały wielkie łyki z wysmukłych butelczyn. Jednej z osób zdarzało się siorbnąć potężnie. Mogło by to być sugestią iż wchłonęła potężne ilości trunku, jednak był to najzwyczajniejszy przerost formy nad treścią. Nieodłącznym kompanem codziennego żłopania była znakomita niemiecka lornetka. Po jednym z megalitycznych łyków jeden z nich wydobył ów przedmiot z kieszeni i przystawił do oczu. Po krótkim błądzeniu po kuszących pośladkach niewiast pałętających się tu i ówdzie, skierował spojrzenie na niebo.

Przecież to Łuszcz! Uciekajmy! Uspokój się, on jest niegroźny, coś ci się pomyliło. Ty to jednak jesteś szatan. Ufff....może masz rację coś mnie podkusiło, myślałem że to Kosz....aaa nie ważne... Noo, gulnij sobie, może to fatamorgana, daj mi tą lornetkę. Masz. To jednak szatańskie urządzenie. – drugi z osobników przystawił lornetę do oczu... Jasny Gwint! Miałeś rację, Łuszcz to pół biedy, zobacz kto go trzyma w szponach.-

błyskawicznym ruchem przekazał lornetkę kompanowi. Po krótkim rozeznaniu sytuacji, postanowili zaszyć się w krzakach i obserwować zdarzenia. Po chwili nadleciał Żar Ptak.

 

Łuszcz oswobodzony z uścisku próbował ucieczki, jednak wystarczyło jedno groźne spojrzenie władcy przestworzy, aby zaniechał wcześniejszych zamiarów. Siedział na polance i wbijał wzrok w ziemię.

Wiesz po co cię tutaj przywiodłem? – przerwał ciszę skrzeczący głos Ptaka. Jaa....nie mam pojęcia. Proszę nie rób mi krzywdy. – jęczał Łuszcz. Nie bój się, nie mam złych zamiarów. Wyznam ci że zawsze byłeś dla mnie autorytetem. Nie będę oszukiwał – przyprowadziłem cię tutaj abyś odkrył przede mną wszystkie tajniki żłopania. Powiem wprost! Łuszczu naucz mnie sączyć browary, abym został wielkim mistrzem. Pokaż mi jak mam wchłaniać spirytus, aby nie piekło mnie gardło. Ale Żar Ptaku ja.... Nic nie mów, odwdzięczę ci się, nie znasz mojej szczodrości! No dobrze, skoro tak, udzielę ci kilku niezbędnych wskazówek...

 

Po kilkunastu sesjach naukowych, Łuszcz i Żar Ptak wytoczyli się z domku. Oscylując na rozmaitych płaszczynach, wielokrotnie zawadzali o gałęzie i wpadali na drzewa. Nucąc wesoło wiele pieśni, opowiadali o starych czasach, niemiłosiernie przy tym rechocząc.

Znaj moją hojność Łuszczu – ryknął Żar Ptak, wyrywając sobie całą garść Żar Piór i wręczając je kompanowi. Ależ Żar Ptaku, jak ci się odwdzięczę...? – frasował się Łuszcz. Już mi się odwdzięczyłeś, teraz dzięki tobie potrafię sączyć najpotężniej ze wszystkich -

dla dodania sobie animuszu począł bardzo głośno gwizdać różnorakie melodie. Niespodziewanie jego wzrok padł na okoliczne krzaki. Potężnym susem dopadł do nich i z użyciem skrzydeł wypędził z nich dwóch szpiegów.

Aaa! Więc to tak. Czatowaliście na moje Żar Pióra? Teraz po naukach Łuszcza, jestem mistrzem sączenia! Nie macie ze mną szans! Nie, to nie tak... – tłumaczyli się. Co nie tak?! – z gniewem ryczał
Ptak. Wielki Ptaku, my nie chcieliśmy... Tylko winni się tłumaczą! Huncwoty. Teraz pokażcie mi co robicie z moimi Żar Piórami, a w zamian puszczę was wolno. W innym wypadku....S K O N S U M U J Ę ! – groźnie

zaintonował ostatni wyraz Żar Ptak.

No dobrze, wielki Żar Ptaku, zatem daj nam jedno pióro... – nieśmiało poprosili Oto jedno pióro! Czekam na prezentację.

Jeden z nieznajomych wyciągnął z kieszeni kilka szeleszczących predmiotów. Z gracją i niekłamaną wprawą zawinął złociste pióro w owe enigmatyczne przyrządy.

Żar Ptaku...czy masz może ognia...? Oczywiście że mam! – wypełniony pychą Ptak, nakazał przystawić zawiniątko do jego

lewego skrzydła i przytrzymać przez moment. Przedmiot zakopcił się, ulatniając z siebie lekki dymek. Po chwili podawany z ręki do ręki, lub z ręki do skrzydła, zniknął pozostawiając jedynie ledwo widoczne uśmiechy na twarzach. Żar Ptak przemówił.

Kompani. Przepraszam że terroryzowałem tą okolicę. Teraz już wiem dlaczego tak bardzo pożądaliście moich piór.

Na słowa ptaka, dwaj nieznajomi i Łuszcz zareagowali tubalnym śmiechem. Wgramolili się na jego grzbiet i dali znak aby leciał w przestworza. Po chwili Ptak uniósł się, żar bijący z jego tułowia grzał tak potężnie jak Łuszcz. Blask piór przyćmiewał nawet krwawe słońce, spiekające tego dnia niejeden karczek. Ogrom przestrzeni otwierał się przed nimi. Lotnicy Iluzji, na skrzydłach niegasnącego żaru...

yaqb : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz